środa, 4 maja 2016

Czasem po prostu warto się poddać...

Dziś post pisany prosto z serducha, przemyślenia i mój światopogląd na niektóre rzeczy czyli o tym, że czasem warto się poddać. Do napisania tego postu skłoniła mnie sytuacja z kennelem, w której wszystko zrozumiałam.
Zaczęło się od zakupu klatki kennelowej Double Door z Zooplusa. Na wszystko byłam pozytywnie nastawiona, wszystko powoli, małymi kroczkami. Faktycznie kiedy doszedł kennel tak było.
Kiedy zaczęłam go rozkładać, pies, trzęsąc się, definitywnie przeniósł się pod drzwi. Kennel stał na środku pokoju, po paru godzinach pies nadal trząsł się patrząc niepewnie na kennel, po przeniesieniu go w stałe miejsce, wyjęciu głośniej blachy, włożeniu legowiska, zablokowaniu drzwiczek od trzeszczenia i nakryciu go kocem, przeniosłam psa do pokoju, podałam KONG czekając na reakcje. Pies trząsł się, ale jadł powoli zawartość KONGa.
                                                                  fot Z. Marczuk 


Następnego dnia było to samo, noc pies spędził w kącie, daleko od klatki, każdy ruch wybudzał ją ze snu. Serce bolało mnie z każdym dniem, patrząc jak jej źle... Starałam się zachęcać psa smaczkami, ruszać klatką i potem nagradzać. Nawet zabawa jej ulubioną zabawkę traciła sens.
Czwartego dnia miałam już dość i złożyłam kennel, pies w końcu był spokojny. Finał był taki, że sprzedałam kennel, w tej chwili szukam jakiegoś materiałowego.
Wracając bardziej do tematu, nie zawsze robienie czegoś na siłę i wytrwale jest dobre. Może to ja jestem dziwna i nie wytrwała, ale czasem mam świadomość, że trzeba sobie odpuścić. Sonia jest nietypowym psem i czasem nie da rady jej do czegoś przyzwyczaić.
Oczywiście warto dążyć wytrwale, ale czy zawsze? Czekamy na wasze opinie na ten temat. 


                                                                   Pozdrawiamy W&S

9 komentarzy:

  1. Świetny post, według mnie też nie ma sensu robić nic na siłę kosztem (w tym przypadku) psa.
    I jeszcze tak na marginesie - niepewnie*, kącie* :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O faktycznie, jestem strasznie zmęczona. Dziękuje. Pozdrawiamy.

      Usuń
  2. Dino nigdy nie był psem lękliwym, nigdy nie miał problemem do wejścia gdzieś/w coś jeśli mu to zaproponowałam. Czasem robi to bardzo niechętnie i trzęsąc tyłkiem na każdą stronę (tak jak to było ostatnio na wieży widokowej "te schody mnie zjedzą!") ale ma świadomość tego.. hmm jest nauczony tego że on to zrobi tak czy siak albo sam ufając mi albo z moją pomocą :P Jeszcze nie zdarzyło mu się wybrać tej drugiej opcji. Do czego zmierzam.. może to trochę inny przykład (i broń boże nie chcę powiedzieć że zrobiłaś źle, albo tego w jakikolwiek sposób "hejtować") u nas, przy moim psie i przy jego charakterze popuszczenie jednej rzeczy skutkuje tym, że następna przychodzi mu jeszcze ciężej. Koleżanka, która też ma lękliwego psa przez tydzień spała razem z suką w kennelu. Pomogło? Pomogło. W każdym razie życzę powodzenia i solidnego materiału (spaniel z materiałem obchodził się tam delikatnie że aż w prezencie dostał metal XD ) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, każdy pies jest inny i każda 'psia mamusia' podchodzi do danego tematu inaczej. Ja podzieliłam się tylko moimi przemyśleniami na ten temat. Dziękujemy i pozdrawiamy!

      Usuń
  3. Zdziwiona jestem, że pies może tak reagować na kennel :P :) Jednak każdy pies to jednostka. Jestem na Twoim blogu pierwszy raz, masz lękliwą sukę czy jest po przejściach? :) Jednak zainteresował mnie Wasz blog, będę tu wpadać, bo trzymam kciuki na Wasze wyjście na całkowitą prostą. :)
    ONki są bardzo ciekawskie i wszystkiego w życiu próbują ( a przynajmniej mój :PP ) i mam nadzieję, że Twoja Sonia także taka będzie :D

    Pozdrawiam serdecznie!

    nandoon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest niestety z pseudohodowli, dwa lata temu nie miałam o tym pojęcia. Nie wiem co było zanim ją odebrałam, jednak u mnie nic ją nie spotkało. Jest specyficzna bo w młodości sporo razy zaatakowały ją psy, boi się też suszarki, odkurzacza i ma lęk wysokości mimo przyzwyczajania jej do wielu rzeczy. Ona po prostu taka jest i czasem trzeba zaakceptować, to, że do czegoś się nie przyzwyczai.
      Większych problemów oprócz tego nie ma, miała z ekscytacją, ale z niej wyszłyśmy. Ciekawską bestią jest, nie powiem.
      Dziękujemy serdecznie i pozdrawiamy, również wpadniemy na wasz blogspot.

      Usuń
  4. Kiedy poznałam metodę klikerową (co było już dość dawno temu) postanowiłam, że mój pies, jaki by nie był, będzie uczył się właśnie tak. Zuza jednak jest w stosunku do niektórych rzeczy bardzo lękliwa. Gdy zaczynałam ją przyzwyczajać miało być klik = smak. Tymczasem u nas klik = ucieczka psa. Nie podobało jej się to do tego stopnia, że po kilku próbach przestała do mnie w ogóle podchodzić, gdy miałam coś w ręku. Nie pomagało ściszanie klikera, a nawet cichutkie klikanie wieczkiem od słoika czy zszywaczem i sowite nagradzanie. Dlatego też porzuciłam ten sposób szkolenia, a kliker leży teraz zakurzony gdzieś na dnie szafy.
    Czasem jego brak mi doskwiera (nauka trzymania czegoś w pychu była męką, ale się w końcu udało!), ale cóż, widocznie kliker nie jest dla nas ;)
    Życzę powodzenia z materiałową klatką!

    Pozdrawiam!
    http://poprostuzuzia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy pies jest inny i to w tym leży rzecz, Sonia za to bez klikera nie ogarnia nauki sztuczek.
      Dziękujemy i również pozdrawiamy! :)
      PS. Blog Zuzi czytam już od dawna.

      Usuń