niedziela, 17 września 2017

Wakacje nad morzem

 Dawno, dawno temu napisałam post o wakacjach nad morzem. Co prawda, miał zostać opublikowany dużo wcześniej, ale jakoś tak wyszło, że światło dzienne ujrzy dopiero teraz.


Pakowanie-bo od tej zmory, zaczyna się każdy dłuższy wyjazd. Robienie listy z rzeczami, które powinno się spakować zdecydowanie ułatwia późniejsze zadanie. Ważne, byle nie zapomnieć nic, co jest potrzebne. Ja, jak to ja, nie byłabym sobą nie zapominając czegoś zabrać. Na szczęście tym razem, nie padło na nic dla psa.

Okej, po długich godzinach w końcu spakowana. Wierzcie mi lub nie, ale dawno nie czułam takiej ulgi. Czas się położyć, z samego rana wyjazd. Dobranoc So, nawet sobie nie wyobrażasz co Cię jutro czeka, liczę na Ciebie-powiedziałam do śpiącego w swoim kennelu psa.

Poniedziałek, 10 lipca
1.50, pobudka. W domu krzątanina, wszyscy szykują się do wyjazdu. Sonia zdecydowanie wyczuwa, że zaraz będzie jakiś wyjazd, czyli to, co kocha. Chyba nie widziała sensu w spacerze o 2.30. Szybko zrobiła to co musiała na trawce i ruszyła wypatrywać samochodu. Równiutka 3.00, odjazd spod domu, ahoj przygodo!
Podróż krótka nie była, bo z naszego Piotrkowa do Sarbinowa jest prawie 500 km, a Sonia zniosła ją idealnie. Cały czas spała w bagażniku, a kiedy stanęłyśmy na stacji, nie miała problemu z grzecznym zachowaniem na niej. Około 10, po długiej drodze ja, Soso oraz moi rodzice dotarliśmy do Mielna, gdzie aktualnie na wakacjach byli moi dziadkowie. Tu sprawa zaczęła się komplikować, bo ich pensjonat nie pozwalał na wejście psom, co powodowało nasze czekanie na nich przed bramą. Sonia była zmęczona podróżą i bardzo podekscytowana całą sytuacją, w jakiej się znalazła. Kiedy doszliśmy do morza, od razu znalazła w nim swoją bratnią duszę. Zamoczyła się trochę, bo nie było to miejsce i czas na dłuższe kąpiele. Kolejnym miejscem, do jakiegoś się udaliśmy był bar. Jak już wspominałam Sonia była zmęczona i pełna emocji, ale mimo wszystko ułożyła się pod stolikiem. Nie uśpiło to mojej czujności i cały czas ją kontrolowałam, bo przechodzące obok dzieci oraz pracownicy, którzy właśnie mięli dostawę, byli tuż przy nas. Gorzej było na promenadzie w Mielnie. Sonia strasznie ciągnęła, popiskiwała, słyszała szum fal, w ogół był tłum ludzi, w dodatku szła nie tylko ze mną, ba nawet nie tylko ze mną i rodzicami, ale także dziadkami. Zdecydowanie nie było to dla niej komfortowe, w dodatku czuła silną potrzebę ponownego, bliskiego kontaktu z morzem. W ten sposób spędziłyśmy z dziadkami mniej czasu niż sądziłam. Znowu wsiadamy do auta-tym razem kierunek Sarbinowo. Kiedy tylko dojechaliśmy na miejsce, rodzice załatwiali sprawy związane z naszym domkiem, a ja razem z Sonią ruszyłam na plażę. Zmartwiłam się widząc tam zakaz psów, na szczęście problemu z psami nikt nie robił. Soso w końcu mogła ponownie zaliczyć kontakt z morzem. Tym razem w ramach spaceru po brzegu. Jej radość była jak miód na moim serduszku, taka szczęśliwa i wyluzowana bawiła się z przypływającymi falami. Miałyśmy także okazję przywitać się z suczką ze schroniska, która biegała po plaży razem ze swoją Panią.
Na plaży wiecznie siedzieć nie można, w końcu trzeba było iść do domu i na spokojnie się z nim zapoznać. Szokiem dla Sonii, było schody w domku, prowadzące do pokoju na górze. Na początku ją krępowały, a później strasznie je polubiła. Po ogarnięciu się, razem z moim tatą i onkową poszliśmy na plażę. Tam, Sonia zaliczyła swoją pierwszą poważną kąpiel w falach. na początku, myślałam, że Sonii morze odwidzi się po zalaniu jej uszu przez fale. na szczęście po chwili skrępowania i przyswojenia wszystkiego na brzegu, wróciła do wody ponownie. Z każdym podejściem pływanie coraz lepiej jej szło. Zaskoczył nas niestety deszcz, nie potrwał on długo i jeszcze tego samego dnia, mogliśmy wszyscy iść na promenadę Sarbinowa. Tu So grzecznie się zachowywała, pomijając to, że z podekscytowanie ciągnęła, to olewała wszystkich ludzi i psy. Kiedy jedliśmy, leżała bardzo ładnie pod stolikiem, mając totalnie gdzieś przechodzące obok tłumy. Do domku wróciłyśmy brzegiem plaży. Spać poszłyśmy zmęczone, pełne wrażeń i planów na kolejny dzień.

Wtorek, 11 lipca
 Wstaliśmy przed 7,  poszliśmy po jakieś jedzenie na śniadanie. So bardzo ładnie czekała ze mną pod sklepem, olewając nawet owczarka, czekającego obok nas. Po śniadaniu, kiedy siedziała na tarasie razem z moją mamą, usłyszałam głosy dzieci 'jaki piękny', 'mogę pogłaskać?' itp. Wybiegłam z łazienki, obawiając się, że Sonia zacznie zaraz szczekać. Jak się okazało, niepotrzebnie się martwiłam. Sonia grzecznie siedziałam, mimo niewielkiej odległości od gromadki pytających dzieci. Cała sytuacja skończyła się na zagadaniu mnie przez dzieciaki, nie sądziłam, że ktokolwiek jest w stanie mnie przegadać :D Jeszcze przed południem wybrałam się z Sonią na spacer po plaży. Miałyśmy wtedy okazję zaobserwować inne psy na plaży. Bardzo zainteresował mnie onek, aportujący na plaży patyki. Psy miały okazję się przywitać, niestety kolega zaczął na Sonię szczekać, co ona odebrała jako coś nieprzyjemnego w jej kierunku, przez co więcej czasu ze sobą nie spędzili. Później widywaliśmy się tylko przelotnie. Po jakimś czasie musiałam wrócić, ponieważ mieliśmy gości. Sonia strasznie ekscytowała się kiedy przyszli, nie miała ochoty się grzecznie kłaść. Spowodowało to kolejny spacer, po którym w końcu Soso ułożyła się i leżała pomrukując.
Tego dnia, Sonię czekało też pierwsze zostawienie jej samej w domku. Jak się okazało, dopóki czuła nas pod domkiem szczekała, później przestawała, trochę obserwowała przez szybę ludzi na terenie ośrodka i kładła się spać. Tego dnia została sama dwa razy na około godzinkę/półtorej. W domku nie wyrządziła żadnych szkód. Jestem z niej dumna, że mimo obcego miejsca, nie miała problemu z zostaniem. Po powrocie, razem z So i rodzicami, poszliśmy na plażę i zostaliśmy tam, aż do zachodu słońca. Sonia pokąpała się wtedy w morzu. Aportowała w falach patyki, miałam okazję uwiecznić aparatem parę takich momentów. Była bardzo grzeczna, aż do czasu, kiedy musiała odpocząć. Nie mogła zboleć tego, że widzi i słyszy morze, a nie może się w nim kąpać kiedy ma tylko ochotę. Postanowiłam iść po jej kennel, co nie było dobrym pomysłem, najpierw w nim mruczała, a później próbowała go zniszczyć. Zdecydowanie musimy popracować nad klatkowaniem obok kuszących ją rzeczy. Po powrocie do domku, spała na tarasie, a jako iż morze było jedynie 100 m od nas, to jeszcze o 23 poszliśmy wszyscy na plażę, obejrzeć ją po zmroku.

Środa, 12 lipca
  Był to najleniwszy dzień wyjazdu. Rano pospacerowałam z Sonią, aportowała piłkę na polance, a następnie przeszła się po plaży. Moi rodzice pojechali do Mielna, a my dwie zostałyśmy w domku. Niedługo po ich wyjeździe, zaczęło strasznie lać, było zimno i brzydko, porobiły się ogromne kałuże. Jak się okazało, troszkę się pochorowałam, dostałam strasznego kataru i fatalnie się czułam. Wieczorem, troszkę jeszcze pochodziłyśmy po okolicy.

Czwartek, 13 lipca
 
Wstałam bardzo wcześnie i z samego rana poszłyśmy z So na spacer z sesją. Było bardzo wietrznie, ale jakoś dałyśmy radę. Sucza na początku pozowała na plaży, następnie aportowała patyczki po plaży, co również postanowiłam uchwycić na zdjęciach. Do domku wróciłyśmy zmęczone, ale usatysfakcjonowane. Po jakiś 2 godzinkach poszłam z Sonią kolejny raz na plażę, tym razem, żeby coś nagrać(między innymi do filmiku na 3 lata).Z nagrań byłam jak najbardziej zadowolona, brakowało mi tylko filmiku, gdzie pies pływa. Jak się okazało, później wiatr zrobił się jeszcze większy i została wywieszona czerwona flaga, co skutkowało brakiem nagrania z Soniowatego pływania w morzu.

Tego dnia, piesa również miała zostać sama w domku, na czas, w którym ruszymy na miasto zająć się dokładnym zwiedzaniem promenady, kupowaniem pamiątek, wysyłaniem pocztówek itd.
Ponownie pozytywne zaskoczeni, jej grzecznego zostawiania. Gdy tylko wróciłam, poszłam z nią na polankę i zrobiłam krótki trening posłuszeństwa w trakcie zabawy piłeczką. Na wieczór wybrałyśmy się na samotny spacer po promenadzie, który kończył się wejściem na most i powrotem plażą. Sonia była grzeczna, ale strasznie ciągnęła, co doprowadzało mnie do szału. Po powrocie chwile odpoczęłyśmy i poszłyśmy na zachód słońca. Tam udało się nam zrobić wspólne zdjęcie.

Piątek, 14 lipca
  Z samego rana ruszyłyśmy ku morzu, aby ostatni raz w tym roku spędzić czas na plaży w Sarbinowie. Dziwne uczucie, wiedzieć, że wszystko co dobre szybko się kończy.
Po spakowaniu się, całą czwórką wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy ku Kołobrzegowi. Celem mojego taty było przepłynięcie się statkiem. O dziwo, nikt nie miał problemu, aby pies płynął z nami, ba, nawet nikt nie chciał żadnych dodatkowych opłat za psa. Okej, wsiadłyśmy do statku, na szczęście nie było wtedy, aż tak dużo ludzi. Sonia zdezorientowana, chyba nie rozumiała co się dzieje. Gdy tylko statek ruszył, znalazła otwór, z którego patrzyła na wodę. Nawet nie chcę się domyślać co ten biedny pies sobie myślał, hehe. Całą podróż zniosła na prawdę dobrze. Atrakcja trwała ponad 40 minut, pod koniec Sonii zaczynało się już nudzić, ale jestem z niej dumna. Po wyjściu ze statku, poszliśmy się przejść niedaleko plaży. Niestety, mój wodołaz zobaczył wodę i plażę, więc zaczęł ciągnąć i popiskiwać. Totalnie zdenerwowana, opuściłam moich rodziców i poszłam w jakąś alejkę(chyba parku), aby pies się uspokoił. Nie dużo to dało, Sojka strasznie popiskiwała z emocji, totalnie nie umiała się wyciszyć,  gdy tylko moi rodzice się oddalili, emocje jeszcze bardziej jej się podnosiły. Była to dla mnie udręka, dlatego opuściłam rodziców i poszłam z nią do kolejnego parku, tam trochę się uspokoiła. Na duchu podniosła mnie przyjaciółka(dzięki Ewelina :*). Zrobiłam jakieś zdjęcia wśród drzew, a później wyszłam popatrzeć na plażę. Był wtedy ze mną zupełnie inny pies. Zrównoważony, spokojny, który nie miał problemy, aby usiąść do zdjęcia wśród ludzi, przy samej plaży. Byłam wtedy strasznie szczęśliwa i ponownie utwierdziłam się w przekonaniu, że Sonia jest świetnym psem, ale tylko z jedną osobą.
Kiedy pojawili się moi rodzice, znowu pies zaczął zmieniać się na gorsze. Koniec końców poszłam z nią na spacer, a potem do samochodu. Po jakimś czasie dołączyli do nas rodzice i ruszyliśmy w drogę do domu. Droga powrotna minęła nam bez problemowo, Sonia ponownie grzecznie spała. Dopiero po powrocie zdałam sobie sprawę jaką pustkę czuję. Zdałam sobie sprawę, że to na co tyle czekałam już minęło. Było mi przykro, tym bardziej, że w tamtym momencie nie brałam pod uwagę kolejnego wyjazdu nad morze z psem.

Teraz czas na podsumowanie... No cóż, chociaż ciężko było mi przyznać racje moim rodzicom, stwierdzam, że na wakacjach ogranicza(przynajmniej taki jak Sonia). Dzięki paru osobą wiem już nad czym musimy pracować. Nie tylko Sonia, ale i ja musimy nauczyć się lepiej panować nad emocjami w większych grupach. Może jestem pesymistą, ale myślę, że nigdy nie będę pewna opanowania Sonii w towarzystwie moich rodziców. Były złe chwile, ale zaraz, nie zapominajmy o tych dobrych. W wielu sytuacjach Sonia zaskoczyła mnie swoją grzecznością. Teraz możliwe było to, o czym kiedyś nawet nie próbowałam marzyć. Wierzę, że będzie tylko coraz lepiej. Będziemy pracować nad niektórymi zachowaniami, kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Zapytacie pewnie, czy planuję powtórzyć takie wakacje-pewnie, że tak. Zobaczymy co przyniesie kolejny rok. Od początku 2016 osiągnęłyśmy tak wiele, że z wielką nadzieją patrzę na kolejne wakacje. Na razie życie toczy się dalej, a my miło wspominamy wyjazd.

Czas na zdjęcia:







































                                                               Pozdrawiamy S&W